Wiersze Adam Asnyk

abdykacja apostrofa bez granic bez odpowiedzi bławatek bodaj owa rzeczka czary daremne żale do młodych dwa spotkania dzień wczorajszy dzisiejszym idealistom epilog do snu grobów fijołki gdybym bym młodszy historyczna nowa szkoła huczy woda po kamieniach ja ciebie kocham jedni i drudzy karmelkowy wiersz karnawałowy lament poety kiedym Cię żegnał limba między nami nic nie było miłość jak słońce myślałem że to sen na nowy rok na początku nic nie było na przedpiekłu nad gołębiami najpiękniejsze piosenki nawrócenie nie mów noc pod wysoką oświadczyny pijąc falerno płaczącej pobudka pokora poetów posyłam kwiaty powrót piosenki prośba przed jutrem przestroga ranek w górach rezygnacja różowa chwilka siwy koniu słonko sonet sonet 2 szczęśliwe ludy szkoda szumi w gaju brzezina ta łza tęsknota ty czekaj mnie ulewa uwielbienie w 25 rocznice powstania 1863r XIX wiekowi z podróży dunajcem zwiędły listek

Wiersz: Z podróży Dunajcem - Adam Asnyk

Z podróży Dunajcem

Już jasny księżyc na wodospadzie
Haftuje srebrem strumienia bieg
I fala, co się do snu nie kładzie,
Lekko potrąca o skalny brzeg.

Już ciemne lasy drzemią w oddali
Szemrząc modlitwy wieczornej chór,
Dalekie echa głuchną na fali
I we mgłach toną podnóża gór.

Łódkę do drogi strumień kołysze
I pianą rosi nadbrzeżne mchy:
Płyńmy więc w ciemność i nocną ciszę,
W krainę cudów, marzeń i mgły.

Głowę swą oprzyj na mym ramieniu
I do księżyca obróć swą twarz,
I oświecona w bladym promieniu
O widmie szczęścia dumaj i marz!

Ja będę śledził na twojej twarzy
Przelotnych marzeń ruchomą nić
I będę myślał: Jak pięknie marzy...
l zwolna zacznę o tobie śnić.

A tak cię sen mój sercem odmieni,
Że mi wykwitniesz jak biały kwiat,
Pełen miesięcznych drżących promieni,
Rzucony ze mną w fantazji świat.

I będę mniemał wtenczas wpółsenny,
Że na twych marzeń tęczowym tle
Widzę uczucia odblask promienny,
Płynący ku mnie na srebrnej mgle...

A kiedy jeszcze fala zdradziecka
O kamień naszą potrąci łódź,
To ty z przestrachem trwożnego dziecka
Na mnie wzruszone spojrzenie rzuć!

I do mnie bliżej pochyl się cała
I ujmij silniej braterską dłoń
Ja będę myślał, żeś ty zadrżała
W mojego serca spojrzawszy toń...

A kiedy dalej wypłyniem zwolna
Na wód leniwych spokojny szlak,
Może pomyślę, żeś kochać zdolna
I że mi łezkę rzucasz na znak!

Więc płynąc znowu w girlandach piany,
Co się roztrąca o progi skał,
Wyszepnę przez sen: żem zakochany
I żem ci serce na wieki dał.

Tak rozmarzeni oboje ciszą,
Pijąc tęsknotę i nocny chłód,
Wymienim słowa, które usłyszą
Fale i duchy leniwych wód;

I w księżycowych blasku promieni,
Rwąc kwiaty marzeń na srebrnej mgle,
Uwierzym, żeśmy sercem złączeni
W pierwszej miłości rozkosznym śnie.

Lecz gdy przybijem wreszcie do brzegu,
Rzucając miejsce czarownych scen,
Wtenczas o dobrym myśląc noclegu,
Poznamy wkrótce, że to był sen!