Wiersze Marian Hemar

Czerwiec Dziady grudka ziemi Inwokacja kolęda Kto rządzi światem Moja przekora Na 19 marca Na śmierc Nadzieja Nagrobek Rocznica Sen Solski Strofa żalobna teoria względności termos Testament Chopina Wariant Wenecja Żmija Życzenie

Wiersz: Solski - Marian Hemar

Solski

                  Wszystkim sie zdawalo
Ze to Solski gra jeszcze. A to echo gralo.

Jakby on znowu chwycil, zapalem przejety,
Arkusz swej roli, dlugi, pokreslony, zmiety,
W rozmodleniu oburacz do ust go przycisnal,
Zachlysnal sie slowami, w oczach ogniem blysnal,
Zasunal wpol powieki, wciagnal w glab pol brzucha
I do pluc wyslal z niego caly zapas ducha
I zagral.
I znow rola niewstrzymanym dechem
Ozywa krzykiem, szeptem, szlochem i usmiechem.

Umilkli wkolo wszyscy sluchacze, zdziwieni
Moca, czystoscia, dziwna harmonija pieni.

Starzec kunszt caly, ktorym sto lat w Polsce slynal,
Jeszcze raz przed uszami naszymi rozwinal.
Napelnil wnet, zaroil scene i kulisy,
Jakby od nowa swoje zaczynal popisy,
Bo w graniu byla sztuki historyja dluga.
Krol, zebrak, mnich i rycerz, pan i chlop i sluga,
Z polnocy i zachodu, wschodu i poludnia -
On sam zmienia sie w orszak i scene zaludnia.
W kontuszu i w surducie, w zbroi i w kierezji,
On jeden idzie tlumem prozy i poezji,
Zawija sie, zaplata, zapalem przejety,
W polonez ludzi - dlugi, kolorowy, krety,
Jak waz boa. I znika.
                  Wszystkim sie zdawalo
Ze to Solski gra jeszcze, a to echo gralo.

Zagral znowu; myslilbys ze swe ksztalty zmienial,
Bo na oczach widowni to grubial, to cienial,
Udajac glosy rozne i postacie mnogie,
Grozne, mile, pocieszne, smieszne i zlowrogie,
A kazda za kulisy schodzi bez powrotu.

Oto w szarych lachmanach Judasz z Iskariotu
Jak wulkan miota slowa i rozpacza dysze.
A oto placze Papkin i testament pisze.
Juz gitare zapisal dla Klary-kochanki.
Oto wchodzi na scene Wiarus z "Warszawianki".
Widac ze z pola bitwy przyszedl wprost. I staje
Wyprezony przed wodzem i papier podaje.
Milczy. A od milczenia zimne idzie mrowie.
On, milczac, mowi wiecej niz glos wszelki powie.
I milczacym zolnierskim zszedl ze sceny cieniem
I do skarbca teatru przeszedl tym milczeniem.

A teraz noc wenecka, i Szajlok brodaty
Krzyczy: "O, moja corko! O, moje dukaty!".
A wtem, z weneckiej nocy nagle Noc Trzech Kroli,
I rycerz Chudogeba pijany sie czuli
W zalotach do wesolych windsorskich kumoszek.
A wtem - Latka! Zarazem Skapiec i Swietoszek,
A teraz na nim blyszczy kolpak generalski -
A wtem Fryderyk Wielki! A wtem - Pan Jowialski
Bajeczki wszystkim znane powtarza sto razy,
A wtem - patrzcie - Kosciuszko! A wtem, Pan Damazy!
Wtem przerwal. I dech wstrzymal. Wszystkim sie zdawalo,
Ze to Solski gra jeszcze.
                              A to echo gralo.

Wysluchawszy stuletniej arcydzielo sztuki,
Powtarzaly je syny synom, wnukom wnuki
I aktorzy aktorom. I sami z teatru
Odchodzili w mrok cieniow, popiolu i wiatru
Juz prawnuki obsiadly na widowni rzedy.

Na scenie czlowiek zywy, a jakby z legendy,
Ktorej i smierc niegrozna i czas ja omija,
Bo ona z wiekiem rosnie i starosc jej sprzyja
I podziwu przydaje. Wiec ona do gory
Ulata i tryumfu hymnem bije w chmury -
Wtem przerwal i dech wstrzymal. Wszystkim sie zdawalo
Ze to Solski gra jeszcze, a to echo gralo
I szla muzyka coraz szersza, coraz dalsza,
Coraz czystsza i milsza, coraz doskonalsza,
Az znikla gdzies daleko, gdzies na niebios progu.

A on, jak Wojski, rece od zlotego rogu
Odjal, opuscil. Pierwszy raz zagrac nie umie
W tej charakteryzacji, w tym dziwnym kostiumie

Z oczami zamknietymi, jak gdyby w zadumie,
I z obliczem promiennym, jak gdyby natchniony,
Lowi uchem ostatnie znikajace tony,
Co jeszcze drza w powietrzu. Tysiace oklaskow,
Tysiace powinszowan i wiwatnych wrzaskow,
Niosa mu wience, szarfy i zlote litery,
Szumia mu gratulacje i pochwalne szmery
I przez drzwi garderoby, falami, aplauzy
Przenikaja w te cisze ciemnej, dlugiej pauzy,
Hucza, hucza, jak dzwony.
                                  Jemu sie zdawalo,
Ze to brawa grzmia jeszcze. A to echo gralo.