Wiersze Wisława Szymborska
album atlantyda ballada bez tytułu cebula chmury chwila w troi cień clochard czwarta nad ranem do serca w niedziele drobne ogłoszenia dwie małpy bruegla dworzec elegia podrożna film lata sześćdziesiąte fotografia tłumu fotografia z 11 wrzesnia głos w sprawie pornografii hania hitler jaskinia jeszcze klucz konkurs piękności męskiej kot w pustym mieszkaniu listy umarłych ludzie na moście miłość szczęśliwa muzeum na powitanie odrzutowców nagrobek Nic dwa razy niespodziane spotkanie niewinność notatka obóz głodowy pod jasłem pejzaż pięta pogrzeb pomyłka Próba prospekt przy winie przyjaciołom przypowieść relacja ze szpitala reszta rozmowa z kamieniem ruch ścięcie sen nocy letniej sto pociech urodzony utopia w rzece heraklita wieczór autorski wiersz ku czci wietnam woda wrazenia z teatru wszelki wypadek wywiad z dzieckiem zakochani zdumienie żywyWiersz: Urodzony - Wisława Szymborska
Więc to jest jego matka.
Ta mała kobieta.
Szerooka sprawczyni.
Łódka, w której przed laty
przypłynął do brzegu.
To z niej się wydobywał
na świat,
na niewieczność.
Rodziecielka mężczyzny,
z którym skaczę przez ogień.
Więc to ona, ta jedyna,
co go sobie nie wybrała
gotowego, zupełnego.
Sama go pochwyciła
w znajomą mi skórę,
przywiązała do kości
ukrytych przede mną.
Sama mu wypatrzyła
jego szare oczy,
jakimi spojrzał na mnie.
Więc to ona, alfa jego.
Dlaczego mi ją pokazał.
Urodzony.
Więc jednak i on urodzony.
Urodzony jak wszyscy.
Jak ja, która umrę.
Syn prawdziwej kobiety.
Przybysz z głębin ciała.
Wędrowiec do omegi.
Narażony
na nieobecność swoją
zewsząd,
w każdej chwili.
A jego głowa
to jest głowa w mur
ustępliwy do czasu.
A jego ruchy
to są uchylenia
od powszechnego wyroku.
Zrozumiałam,
że uszedł już połowę drogi.
Ale mi tego nie powiedział,
nie.
- To maja matka -
powiedział mi tylko.